Koniec lata, ciepła, słońca, opalania. Lubię to, nie ukrywam. Jednak z roku na rok człowiek jest starszy i skóra też nie jest pierwszej młodości. Po ostatnich wojażach i narażaniu się na mocne afrykańskie słońce, musiałam znaleźć coś, co pomogłoby przesuszonej, tracącej elastyczność skórze. Balsamy odżywiające nie pomagały, więc trzeba było pomyśleć o jakiejś desce ratunku. Spośród rogu obfitości, jakim na pewno są sklepowe półki pod względem balsamów, miałam 2 produkty do wyboru. Jeden, znanej na całym świecie firmy, zachęcający reklamami, i ten - niepozorny, wyprodukowany dla sieci drogerii Rossmann. Wybrałam ten drugi.
Opakowanie charakterystyczne dla balsamów Isana, o pojemności 400 ml, w kolorystyce kremowo-zółtej, kryje w sobie pozornie lekki lotion, który szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego filmu ani nawet lepkiej warstwy na rękach. Zapach - całkiem niezły, choć trudny do określenia, dla mnie to jak mieszanka zapachów zielonej herbaty i rumianku, szybko się ulatnia. Jak już wspomniałam - jest to lotion, a co za tym idzie, konsystencja jest wodnista, lejąca się, przez co kosmetyk jest bardzo wydajny i łatwy do wmasowania.
I najważniejsze - działanie. Producent obiecuje "pielęgnację i zwalczanie cellulitu dla każdego rodzaju skóry, optymalne nawilżenie, sprężystość i elastyczność". Cellulitu nie posiadam, ale z pewnością już po kilku dniach stosowania moja skóra stała się jędrniejsza, "młodsza" z wyglądu, bardzo gładka. Gładkość zresztą czuć już po pierwszym zastosowaniu.
Produkt jest testowany dermatologicznie, nie uczula, nie podrażnia.
W promocji kosztował 5 zł, ale nawet za cenę regularną warto się na niego skusić.
Gorąco polecam!
Producent | Isana |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Kremy, mleczka, balsamy, masła do ciała |
Przybliżona cena | 7.00 PLN |