Chyba nigdy nie namówiłabym swojego mężczyzny do użycia ochronnego kremu przed wyjściem z domu, gdyby naszej strefy klimatycznej nie nawiedziły nieco nienaturalne mrozy - pogoda odzwyczaiła nas od tak niskich temperatur. Wychodząc rano z domu mieliśmy niepowtarzalną okazję doświadczyć niemal 50 stopniowej amplitudy, na którą skóra reaguje pękaniem do krwi – widziałam na własne oczy – przerażający widok. Na szczęście mój chytry zabieg z hasłem „będzie Ci cieplej w twarz” okazał się być na tyle skuteczny, że przekonał mojego pana do codziennego używania tego kremu.

Trudno powiedzieć ile w tym prawdy, a ile siły sugestii, ale podobno faktycznie w twarz jest cieplej. Ta właściwość, skuteczne odżywienie i ochrona zasługują na słowa uznania, bo ile preparatów może się poszczycić zadowoleniem zarówno smarowanego, jak i smarującego, zwłaszcza, kiedy są odmiennej płci. Przyznam szczerze, że jest to pierwszy preparat, którego użycie (na mężczyźnie oczywiście) nie jest następstwem długiej batalii.

Krem oczywiście nie jest doskonały. Zrazić może jego konsystencja. Jest bardzo gęsty i jakby pudrowy (przypuszczam, że to właśnie wspomniany w nazwie filtr UV). Trzeba starannie wmasować go w skórę, aby nie pozostawić na niej białych smug. Trochę gorzej sprawa wygląda, kiedy mężczyzna ma zarost. Poza białym nalotem, reszta jest bez zarzutu. Krem dobrze się wchłania, nie pozostawia tłustego filmu. A do tego wspaniale pachnie – jak dobre męskie perfumy. Jest to zapach bardzo zmysłowy i charakterystyczny dla całej serii.

Krem sprawia wrażenie wydajnego i na szczęście ma długą datę ważności, bo w męskim świecie niczego nie używa się bez potrzeby, więc zapewne wraz z końcem zimy zostanie zapomniany i będzie czekał do przyszłego roku.

Opakowanie - wersja dla leniwych, czyli obowiązkowo wyposażone w aplikator, mieści 50ml. Wygląda bardzo „męsko” i profesjonalnie.

Fajna rzecz. Polecam szczególnie paniom upartych panów.

Nikt jeszcze nie ocenił tego produktu.

Oceń produkt Dodałeś już ocenę